poniedziałek, 24 października 2011

27

Tomik Zbigniewa Herberta leży dumnie
na moim biurku.
Jeden, jedyny egzemplarz w naszej bibliotece.
Jestem dumna, że go zdobyłam.


Wracając ze szkoły rozmyślałam nad pytaniem, które
dziś tak nachalnie padało .
Jakby czymś złym był miły opis .
Specjalnie aby móc rozmyślać wróciłam droga nad zalewem.


Nie można rościć sobie praw do osoby. Synonimem do słowa "mój" może być "współmałżonek" co najwyżej. Spostrzegawczy zauważyli cząstkę "współ" co jednoznacznie mówi nam o tym, ze osoba nie jest całkowicie nasza. Osoba nie może być nasza, nie możemy nikogo więzić tylko dla siebie. Nie można z kogoś zrobić coś swojego, co jest tylko MOJE i nikogo poza mną. Prócz Boga rzecz jasna bo jesteśmy jego Stworzeniem. Ale nawet Bóg dał nam jakąś wolność w miarę naszych "ludzkich możliwości" cokolwiek mamy przez to na myśli.
Nikt nie jest mój, ja tez nie jestem czyjaś.
Amen.


Czeka mnie "Romeo i Julia" oraz daty na historię. Co z edukacją? Strasznie mi się chcę, doprawdy.

niedziela, 23 października 2011

26

Dzień za dniem ucieka nieubłagalnie.
Mam ochotę krzyknąć "STOP JA WYSIADAM"
Jednak to nie takie proste.
Z życia wychodzą przedwcześnie tylko tchórze.
Nie jestem tchórzem, dam rade.


Ostatnio nie mam czasu na myslenie.
Zajęłam się bardzie potrzebnymi rzeczami takimi jak nauka.
Wprawdzie jest to męczące i pochłania czas także na rozmyślanie nad sensem różnych spraw nie pozostaje mi wiele czasu. Co jest powodem dla którego nastała tutaj cisza grobowa. I otóż w tym momencie z grobu wychodzę ja, mała Alex. Alex bardzo lubi gorącą czekoladę, książki, poważne tematy. Alex chcę być samodzielna ale lubi mieć kogoś na kim może zawsze polegać. I taka sobie Alex postanawia, że nic dziś tu nie napiszę. Mam mało czasu, a w łózku obok poduszki leży ksiązka która aż prosi się o skonczenie. Niestety na "Romeo i Julia" zostanie mi tylko jutrzejszy dzień.
 Zapowiada się miło, muszę na wtorek przeczytać książkę, napisać rozprawkę i pouczyć się. W piątek poprawiam sobie chemię. Co z fizyka? Nie wiem, doprawdy. Matematyka? Mam nadzieje, że załatwię te korki. Geografio, zawaliłam poprawę. Wybacz.

środa, 12 października 2011

25

Witam was, parafianie.

Otóż jak wszystkim wiadomo w
tej parafii nie toleruje się was.
Więc, proszę.
Wyjdźcie.


Otóż jest to notka z dedykacją dla najwspanialszej osoby czyli Kin.
Tatararatata ! Powiedziane zostało "Kin" i wszyscy już się zakochali.
Ale otóż oświadczam, ze Kin weszła ze mną w związek małżeński i 25 listopada obchodzimy pół rocznice.
Szykuję coś bardzo złego na ta okazję. I więcej nic nie powiem.


Zazwyczaj pisze tutaj coś super 'mądrego' abyście sadzili, ze nie jestem tumanem. Więc jeszcze raz dam wam nadzieje na to, ze mój mózg działa.


 Z czasem wszystko więdnie, róże w wazonie mimo ich pięknego, czerwonego koloru pełnego nienawiści i uroku za razem, oczy tez trąca swój blask po pewnej ilości przykrych słów. Tak samo więdną uczucia, wspomnienia, nadzieja, relacje. Wystarczy, ze przestaniemy dolewać wodę różom i usychają szybciej. Tak samo jest z tym czym ogółem są uczucia.
 Nie pielęgnowane odpowiednio nie tyle co stają się monotonne i nie warte funta kłaków co po prostu bledną i zaczynają słabnąć. Jak kości osoby która przestawiła się na masakryczną dietę "cud". Owszem, jest cudem. Można się w ten sposób zabić. Oszczędzając sobie wszystkiego po trochu z obawy (tak na prawdę nie wiem jakiej, chyba, ze stanie się to silniejsze) ludzie zaczynają zachowywać się zbyt monotonnie żeby coś się działo. Boją się jakichkolwiek gestów, słów co doprowadza do ruiny ich wielkie tak zwane "uczucie" . Nie zależnie czy to przyjaźń, zwykły bliski kolega czy ukochany/ukochana.
  Zapytano się mnie ostatnio czy wierze w miłość na odległość. Miłość na odległość jest miłością normalną, potrafi być mocniejsza niż miłość osób które mają ze sobą styczność na każdym kroku. Bardziej doceniają bliskość, jednak długoterminowy brak tej bliskości w jakikolwiek tego słowa znaczeniu zaczyna to wszystko rujnować od środka. Jak wojna domowa. Tęsknota przeradza się w złość, bez powodu. Zaczyna się robić nie przyjemnie. Choć nadal jest miło jednak czuje się chwilami, ze to nie ma sensu. Związek na odległość tak na prawdę nie jest związkiem który ma wielkie szanse ale jeśli wszystko pójdzie dobrze to potem na peronie widzę skaczących sobie w objęcia ludzi. Nie wiem ile się nie widzieli, wiem tylko, ze tęsknili, widzę to w ich gestach, ich uśmiechach. Przecież jeżeli ktoś nie widział kogoś dzień to nie skacze na niego jakby był jego ostatnim ratunkiem. Doprawdy, spotkanie jest najlepszą "częścią" tego związku. I na prawdę spacerując czasami po peronie (z nudów) i obserwując ludzi, snując domysły na ich temat jestem szczęśliwa razem z nimi, uszczęśliwiają mnie to, ich dobra energia przepływa na mnie. Choć nic o nich nie wiem, nie wiem czy to rodzina, czy przyjaciele, zakochani, zaręczeni czy małżeństwo. Nie wiem kiedy osoba która czeka dowiedziała się o przyjeździe drugiej osoby. Wiem tylko, ze stoi na tym peronie nerwowo chodząc w tę i z powrotem sprawdzając co chwile czy pociąg już nie jedzie. A kiedy w końcu jedzie jest jeszcze bardziej zdenerwowany, wyciera ręce o spodnie, próbuje wyglądać na wyluzowanego. Nigdy nie wiem dlaczego, wiem tylko, ze ja sama się stresuje przed każdym spotkaniem z kimś kogo dawno nie widziałam.

  Irytują mnie bardziej niż bawią ludzie którzy nie pielęgnując znajomości potem mówią, że to osoba drugiej strony, mimo, że żyły wypruwała sobie i na głowie stawała żeby wszystko było dobrze. Nie jest dobrze oskarżać innych, błędów należy szukać u siebie.


  PS
Nigdzie nie widzi się tylko pożegnań i przywitań co na peronie, nigdzie nie widzi się takiej fali szczęścia, nigdzie nie zobaczysz tylu łez tęsknoty mimo, ze osoba z która się żegnasz jest jeszcze obok. To smutne, a za razem budujące.




Kocham Kin <3

czwartek, 6 października 2011

24

Kornela poprawiła mi humor.
Kornela wierzy we mnie.
kornela sadzi, ze jestem maszyną chyba ;>
No ale na prawdę, 5 ?!
Niestety ja bym zdechła po 2, doprawdy.


Słycham sobie Yugopolis2 i mam zaciesza.
Doprawdy, jestem zbyt pesymistyczna,
albo Kornela zbyt optymistyczna.
No to teraz organizujemy spotkanie.
I zobaczymy <3


- Jestem w dokłku
- A ja na górce
- Bywa

niedziela, 2 października 2011

23

Zdecydowanie nie lubię takich dni jak dzisiejszy .


Leżąc w łózku, nawet nie wiedząc która godzina wpatruj się pustym wzrokiem w czsyte, niebieskie niebo . Własciwie nie obchodzi mnie jaka jest pogoda, to co mnie zaskoczyło tej nocy sprawiło, ze część mnie gdzies uciekła. Nie sądziłam nigdy, ze można płakać przez sen, nie sądziłam nigdy, że mój sen może być tak głęboki. Na ogół snia mi się rzeczy proste, mało złożone, ale dziwaczne w samej swojej formie. Tym razem było inaczej.
Dobrze, ze udało mi sie w końcu otworzyć oczy, i powiedzieć "To tylko zły sen". Ale to, ze sie obudziłam nic nie zmieniło, pamiętam go idealnie. Nawet nie próbowałam się podnosic, nie chciałam zeby ktos widział, ze wstałam. W sumie przeleżałam do obiadu. Cały dzień chodzę od pokoju do pokoju z nadzieja, ze tam będziesz. Cały dzien szukam wytłumaczenia, cały dzień szukam wymówek. Byle nie wyciągnąć wniosków, byle nie zbłaźnić się. To tylko sen, nic więcej.

Podły los chciał, ze jutro jest poniedziałek. Nie jestem dobrej myśli, pewnie dostałam 1 ze sprawdzianu z niemieckiego, pięknie. Brak we mnie życia, czegokolwiek. Sztuczny uśmiech mnie tylko bardziej dołuje, wyniszcza to co ze mnie jeszcze zostało. Nie długo zostanie pusta obudową, ale nikt tego nie zauważy. To mnie zżera od środka. Tak po prostu.


Zaczyna sie październik, pół miesiąca przeleżałam w łóżku, drugie pół siedziałam w ławce nie myśląc na większości lekcji o niczym konkretnym. Udawanie, ze słucham czy, ze siedze skupiona i się ucze jest nużące. Pora chyba przestać udawać, musze się wziąć do roboty póki mam na to czas. To tylko kilka miesięcy, potem będą ferie, święta, potem będzie wolne, potem będzie egzamin, potem będą wakacje. Tak na prawdę dni uciekają mi przez palce jak piasek, podliczając moje życie przez te 16 lat  uznaje, ze zmarnowałam większość dni które mogły wyglądać zupełnie inaczej.


Leżąc tak i analizując swój żywot zaczęłam się zastanawiać jakby wyglądało moje życie gdybym w 2010 nie pojechała do Jarosławca .. Jakby wyglądało moje życie gdybym była dobra uczennica która ma same dobre oceny. Jak to jest kiedy ludzie nie mają do Ciebie żalu o wszystko co zrobiłeś. Gdybym poznała przyszłość mogłabym być spokojna o siebie, mogłabym zacząć się starać. Mam tyle planów, ale nic z tym nie robię. To dopiero 16 kilometrów, a ja już się poddaje ..